wtorek, 29 września 2015

Pamiętasz?

Pamiętasz dzieciństwo, czasy, kiedy nie musiałeś spożywać tabletek uspokajających, aby pójść spać? Całe dnie spędzało się na dworzu, przez głowę nie przechodziła myśl, żeby iść do łóżka, bez kitu. Teraz? Wielu ludzi z tego okresu już z nami nie ma, nie wytrzymali presji, życie ich zabiło, sprawiło, że odeszli. Chcielibyście się cofnąć w czasie? Ja nie, wiedząc, ile złego mnie czeka, a już aktualnie go przeżyłem, wolę się nie cofać, ciągle do przodu. Lepiej złe chwile mieć za sobą niż przed, zaufajcie,

Nasrał na was kiedyś gołąb? Na mnie perfidnie, kiedy kiedyś czekałem sobie w biały dzień na przystanku aż nadjedzie mój środek transportu. A tu taki malutki Dżordż siada na parapecie i ciśnie stolec, wprost na moją bluzę. Poczułem tylko delikatne uderzenie w okolicach ramienia, przez bawełnianą tkaninę, z której wyprodukowano moje okrycie wierzchne. Ogromne wzburzenie pojawiło się na mojej twarzy, gdy zorientowałem się, co właśnie się stało, sheet. Musiałem zdjąć bluzę, kiedy na dworze wszyscy przechadzali się w kurtkach. Pewnie dziwił ich mój wygląd, kiedy w taki mróz stałem w samym podkoszulku, bo tylko to miałem na sobie, hehe, poświęcenie.

Innym razem bardzo szybkim marszem zmierzałem do toalety, chyba szkolnej, nie pamiętam, ale to nieistotne. Wbijam to kibla, do kabiny, już prawie zaczynam oddawać urynę, aż słyszę, że ktoś jest obok w kabinie. W myślach: "kurde, przecież pierwszy nie zacznę". Długo czekałem, ale z drugiej strony nic, ani malutkiej kropli nie słyszałem. Mówię sobie - raz się żyje, po czym wypuściłem złoty wodospad w kierunku muszli. Takie sytuacje są irytujące, są ludzie w kiblu i panuje cisza, dlaczego? Ciekawym rozwiązaniem jest puszczenie radia, w Kauflandzie tak jest, bardzo mnie to cieszy, mają u mnie okejkę. Kiedy jednak natykam się na takie prymitywne toalety, to sam sobie stwarzam coś na wzór radia... Spuszczam ciąglę wodę.

środa, 23 września 2015

Idealna

Każdy z was chciałbym mieć osobę, dla której każdego ranka otwiera oczy. Po długiej nocy, budzisz się i wiesz, że jest obok albo trochę dalej drugi człowiek, kobieta, ideał. Piękność, z którą spędziłeś dużo czasu i żyjesz z faktem, że jeszcze ogrom innych sytuacji spędzonych razem was czeka, po prostu coś pięknego. Księżniczka, w obronie której skoczyłbyś do gardła każdemu, bez zastanowienia i chwili zawachania. I wiele innych... Ja taką osobę mam, swoją damę!

Wiecie jak wygląda mój Skarb? To najpiękniejsza kobieta we wszechświecie, chociaż wszechświat? Co to jest... Malutki obszar. Ona jest najpiękniejszą kobietą wszędzie, tak bardzo wszędzie, że bardziej się nie da, najwszędziej! Moja bogini piękna! Szukając jej w słowniku synonimów, to obok znajdziesz słowo idealny. Po prostu ciężko mówić mi o Niej, nie umiem dobrać słów, jest za dobra. Dzięki niej wiem, co znaczy miłość, hmmm, czuję to! Dla niej bije me serce, tylko i wyłącznie.

Nawet najczarniejsze myśli odsuwają się w cień, gdy czuję, że jest blisko. Działa na mnie jak lek, lek na szczęście. Moja miłość do niej jest jak choroba, choroba przewlekła! Choroba, której każdy może pozazdrościć.

Fajnie wyrywa się zdania z kontekstu, a spójność tekstu to mit.
Zapytacie czego chcę? Niczego, mam wszystko, mam ją.

wtorek, 15 września 2015

Eskrecja

Przepraszam za długą przerwę spowodowaną... Kogo to obchodzi? Po prostu nie chciało (czyt. nie miałem czasu przez pracę itp.) mi się nic pisać. Chociaż nie chciało, to może zbyt ostre określenie, raczej nie potrafiłem się przełamać i przyjść do klawiatury, czy też ekranu dotykowego, jak kto woli.

Dużo się działo, bardzo, ale nikt nie ma ochoty czytać o moim życiu. Zgodnie z sentencją: "Swoje życie mam w dupie, a co dopiero twoje". Zauważyłem, że stres potrafi unieszkodliwić, zatrzymać organizm. Czasem aż za mocno. Czy ja wyrywam myśli z kontekstu i ich nie potrafię dokończyć?

Dosyć często mam szansę zobaczyć na ulicach ciekawe zjawisko, mianowicie obojętność, a może raczej wstydliwość ludzi, kiedy widzą kogoś znajomego. Ile razy zdarzyło mi się patrzeć na znajomego w celu przywitania się, a ten odwracał głowę, kilka razy machałem, a inni nie odmachiwali, ale przegryw. O co z tym chodzi? Może mnie nie lubią. Też czasem kogoś unikam, jednak gorzej, gdy ta osoba ignorowana woła do ciebie i chce się przywitać, wtedy to już nie przegryw, to dwa przegrywy. Holy sheet. Raz perfidnie odwróciłem wzrok, kiedy zobaczyłem w oddali nauczycielkę, która kiedyś mnie uczyła, notabene także była moją wychowawczynią. Notabene? Ale ja jestem mądry, takie naukowe słowa, hehe.

piątek, 1 maja 2015

Pecunia vincit omnia

Nie jestem osobą, która świat ocenia negatywnie i widzi go raczej w czarnych barwach. Nie potrafię jednak się cieszyć z czegoś, co radości we mnie nie wzbudza. Co tu począć, kiedy wolę patrzeć na stolec, niż na to, co dzieje się za oknem. Przecież w gruncie rzeczy to jest to samo. Zbliżają się wybory prezydenckie... W cholerę z nimi, kogo one interesują? Mnie nie.

Wiecie co jest fajne? Coś, co postaram się zobrazować przykładem. Mamy piekarza, który jest mistrzem w swoim zawodzie i zatrudnia jakiegoś nędznego piekarzynę, który ledwo co potrafi zapamiętać swoje imie. Wiadomo, że emanować będzie tu pogarda, lepszy będzie czuł władzę, ponieważ umie więcej niż nowicjusz. Ale do czego zmierzam, jeżeli zapiszą się obaj na kurs cukiernika, zakładając, że żaden z nich nie posiada zielonego pojęcia na temat sporządzania słodyczy, to hierarchia znika. Wtedy poziom władzy się wyrównuje. Magia.

Ten świat się stacza, ale nikt tego nie przyzna. Niewarto z nim walczyć, bo to walka z wiatrakami. Nie ma sensu się buntować. Jeszcze do niedawna myślałem, że to tylko ja pragnę podjąć taki zacny bunt egzystencjalny, a prawda jest taka, że już dawno inni ludzie kierowali się podobnymi ideami. Jakie to pocieszające i smutne zarazem. Chcę to jakoś ogarnąć, poskładać w logiczne fakty, chronologiczne zdarzenia, ale się nie da. Mam tendencję do wątpienia i poruszania tematów z latryny wziętych, ale kto tak naprawdę ich nie ma? Niech pierwszy rzuci stolce na szaniec. Chciałbym świecić przykładem dla innych, jednak niestety, nie jestem żarówką.

Pieniądze nie dają szczęścia? Jak można w ogóle gadać takie brednie w czasach, kiedy nawet na swoją śmierć trzeba mieć dolary, a jak nie masz to do kloaka z ciałem. Zdrowia nie kupisz! Taaa, a jak zachoruję, to na operację poczekam pięć lat, kiedy choroba zabije mnie po tygodniu. No chyba, że masz gruby portfel, wtedy możemy pana przyjąć nawet jutro. Miłość! Co do miłości się nie wypowiem, gdyż mam partnerkę życiową i to, co bym napisał wiałoby na kilkumetrowy dystans hipokryzją. Zastanów się, czy to normalne, kiedy nawet do kościoła bierzesz pieniądze na ofiarę! Ostatnio widziałem księdza, w czarnym BMW, wiara jest źródłem szczęścia.

poniedziałek, 30 marca 2015

Druga strona tęczy

Ostatnio taki zastój w pisaniu miałem chyba... Nie pamiętam, a raczej zapomnieć miałem, lecz zapomniałem, aby nie pamiętać. Ale to przykre. Kiedy pragniesz pokazać ludzkości coś innego, dziwnego, budzącego podziw, odrazę i wszystkie negatywne emocję, a ktoś po prostu nie pozwala ci tego opublikować. W sumie nie dziwi mnie to, niektóre czynności, czy też przedmioty budzą we mnie odruch wymioty, ale trzeba z tym żyć, trudno. Przecież kim jest człowiek, żeby ustalał jakieś granice zdrowego rozsądku? Nie wiem. Wiem za to, że bardzo sztuczne jest używanie przez pedagogów stwierdzenia, cytuję: "lubię pożartować, ale bez przesady". Nie wiem kim jest Przesada i dlaczego nie chcą z nią żartować, to musi być jakiś większy spisek, kolaboracja większego grona osób. Ale nie o tym.

Jak to jest, że nasze życie przyrównać możesz do byle jakiego przykładu z matematyki. Weźmy takie logarytmy i popatrzmy na nie przez pryzmat ludzkiego życia. Są pewne logi, jest ich bardzo dużo, żeby nie powiedzieć nieskończoność. Mają one przypisane jakieś konkretne liczby, nie ważne jakie. Kluczowe jest to, że każdy można rozwiązać teoretycznie tym samym wzorem. Niezależnie od sytuacji, można rozwikłać wszelkie wątpliwości. Dlatego też nie zastanawiamy się skąd te liczby, skąd te potęgi, tylko po prostu, rzutem z taśmy, podstawiamy wszystko do jednego wzoru. Smutne.

Dziwnym uczuciem jest przechodzenie obok kogoś na ulicy, w szkole, w autobusie, osoby, którą znasz, ale się z nią nie witasz. W głowach zakodowane mamy coś takiego, że widząc znajomego idącego z naprzeciwka za żaden skarb nie chcemy się z nim witać. Walić go! Odwrócę wzrok, udam, że gadam przez telefon, zmienię stronę ulicy, cokolwiek. Może tylko ja tak mam, może nie. Raczej nie lubię się z kimś witać, bo muszę potem z nim nawiązać konwersację, która zazwyczaj jest bardzo nudna. Taka psychologia, z kim miałeś zobaczyć się dzisiaj, zobacz się jutro, a najlepiej wcale. Jeszcze gorzej jak na twojej drodze stanie ktoś, z kim kiedyś się kumplowałeś, ale wasz kontakt się urwał. Masakra, o czym z nim mam gadać? O pogodzie? Nigdy nie wiem. Czasem sąsiadów spotykam, wtedy żałuję, że nie wyszedłem z domu 10 minut później, to bym go teraz nie miał przed swoimi oczami.

Stres potrafi być strasznie paraliżujący, a w niektórych przypadkach może nas nawet zabić. Walczymy z nim, często na marne, ale co począć innego. Lekki jeszcze można w jakiś sposób zneutralizować, natomiast z przewlekłym ciężej. Zioła, tabletki, napary, kiedy nic z tych rzeczy nie pomaga, to jest naprawdę źle. Z czasem nie wytrzymujemy i zmierzamy w kierunku toalety, aby zwrócić poprzedni posiłek. Dobra, żart, rzygamy gdzie popadnie, po co iść do kibla. Musicie przyznać, że zaskakujące jest nasze myślenie, bo będąc w jakimś miejscu poza domem nakręcamy swój stres sami. Boimy się przerażliwie tego, że nie zdążymy do toalety i zabrudzimy sklep, autobus, stół, cokolwiek. Błędne koło. Ile było takich sytuacji, że chciało się odużyć czym tak, żeby nie być świadomym tego, co się dzieje... Wie chyba tylko ten, kto ma z takim czymś do czynienia dosyć często, tak mi się wydaje przynajmniej.

niedziela, 8 marca 2015

Rudyment

Pożądam czegoś, dążę do posiadania tego, mam to, znudziło mi się, czyli życie w pigułce. Nie mam jednak zamiaru pisać dzisiaj o celu życia, sensie istnienia, użalaniu się i innych podobnych. Nie dzisiaj.

Wybrałem się niedawno na spacer, mój pies bardzo chciał, nie mogłem mu odmówić. Liczyłem, że trochę odetchnę od codzienności, ale się myliłem. Kilka metrów od mojego domu, na poboczu drogi dostrzegłem martwego kota. Nie zmarł on jednak naturalnie, tylko z pomocą osób trzecich - ludzi. Ktoś najzwyczajniej go potrącił samochodem, położył na trawie i odjechał. Jak nisko upadliśmy, że tak postępujemy? Myślałem trochę nad odpowiedzią na to pytanie i wywnioskowałem, że wszyscy tacy jesteśmy. W sytuacji zagrożenia życia każdy z nas zapomni o wartościach moralnych, zasadach, pokaże swoje prawdziwe oblicze, pierworodne.

Miałem ostatnio sen, o tym jak odrzucałem jakieś stworzenie, biłem je, a ono i tak do mnie wracało. Ja ciągle je krzywdziłem, lecz zawsze do mnie wróciło. Ewidentnie sny są odzwierciedleniem życia codziennego. Myślę, że to symbol ranienia bliskich osób, a może raczej zwierząt. Martretujemy nasze zwierzęta. Niektórzy, podludzie przywiązują psy do drzewa i odjeżdżają. One mają nadzieję, że ich właściciel wróci... Jesteśmy bestiami, nie zasługujemy na życie. Świat jest pełen agresji, sami sobie urządziliśmy na ziemi piekło.

Ratunku brak.

niedziela, 22 lutego 2015

Opus magnum

Bycie dziwnym nie jest już traktowane jako dziwne, ale jakoś mnie to nie dziwi. Koncept tego bloga się wypalił, co nie powinno nikogo specjalnie dziwić, ponieważ pomysły jak ludzie - przychodzą i odchodzą. Przechadzam się z psem po wsi, w której mieszkam i widzę... Prawie codziennie nowy nekrolog. Po co umieracie? Przecież to już staromodne.
Depresja, chandra... Myślałem, że to coś wyjątkowego, przypadłość rzadka, myliłem się. Masz jakiś malutki problem, od razu wymyślą dla ciebie nazwę choroby. Gdzie ja żyję?
Wydaje mi się, że to będzie krótki wpis... Zastanawiałem się dzisiaj jakby to było zostać samemu na planecie, po jakimś wielkim wybuchu, czy epidemii. Według mnie byłoby bardzo ciekawie. Najpierw poszedłbym do najbliższego sklepu i wyzerował go z całego jedzenia. Potem obżarty jak świnia chyba bym się nudził. Bo tak naprawdę nie ma sensu nic robić, kiedy nikt tego nie zobaczy. Żadnych potomków. Co by było, gdybyśmy się już nie rodzili? Strach i panika. Przecież każdy jest nastawiony na to, żeby coś zrobić i potem, aby inne pokolenia to wykorzystywały... Trzeba przyznać, że temat dobry do kontemplacji.
Z czasem zaczynam bardziej rozumieć niektóre rzeczy. Z czasem niektóre rzeczy przemijają. Nie zawsze będę taki, jaki jestem. Kiedy tylko mam jakiś powód do ucieszenia, to nie raduję się długo, bo wiem, że wkrótce to przeminie...
Chciałem napisać coś więcej, na spacerze nawet myślałem o czym, ale zapomniałem, wena prysła. Każdy jest wyjątkowy, ale wmawiają mi, że wszyscy jesteśmy równi... Co? Gwarantuję, że ktoś pisze zupełnie tak jak ja, to co tu piszę nie ma sensu. To przeminie. Awaria serwera, brak logowania, blog zostanie usunięty. Ja też zostanę usunięty z drzewa genealogicznego życia.

środa, 4 lutego 2015

Sukurs

Mięta, rumianek, melisa... A tobie co pomaga?

Nie zastanawia nikogo, dlaczego filmy, przemówienia, listy, cokolwiek motywującego przedstawiają osoby, którym się udało? Moim zdaniem to tuszowanie losu pozostałych, tym których szczęście opuściło. To trochę jak wiara w boskie cuda, jeżeli stanie się coś wspaniałego, to mega super, idealnie, bóg jest miłością, ale w czasie katastrof, to wszyscy cichutko. Nikt nie powie, że ktoś tam na górze schrzanił robotę... Rozumiecie powiązanie? Wracasz z tarczą lub nie istniejesz.

Mnie nie motywują żadne konkretne osoby, bo co w nich niby takiego jest? Po prostu przeznaczyli swój czas na to, na co ja nie mam ochoty. Możesz osiągnąć wszystko, nie ma żadnych ograniczeń, wystarczy tylko dobrze manewrować zegarkiem. Opanujcie swój zachwyt, a zwrot "podziwiam cię" zastąpcie "podziwiam, że masz czas". Takie życie, musisz odrzucić jedno, aby mieć drugie. Nie da się tego pogodzić.

Sukces, sława? Te używki niszczą humanitaryzm. Jeżeli jesteś człowiekiem sukcesu, to nie masz czasu dla innych. Zwyczajnie nie są ci już potrzebni, jedynie mogą cię na dno zabrać. Jesteś zabiegany, na wszystko brak ci czasu.

Konkludując, dojdziesz do celu po trupach albo nie dojdziesz w ogóle.

środa, 21 stycznia 2015

Adolescencja

Ludziom już podziękujemy. Dostatecznie narobili syfu na Ziemii, mogą zdychać w męczarniach. Każdy powinien umierać w sposób stukrotnie okrutniejszy niż w najgorszym koszmarze. Przecież to już nie jest nawet śmieszne. Żałosne. Co determinuje mnie do wypisywania takich treści? Proste, widok, który mam nieszczęście zobaczyć każdego dnia z mojego okna w pokoju. Dopatrywanie się jakichkolwiek pozytywnych stron nie ma największego sensu, tak jak ciągłe próbowanie, abym nie był takim gburem. Zniszczonej psychiki w kilka chwil nie sposób naprawić. W ogóle się nie da.

Gniew, agresja i awersja, nienawidzę was. Brak mi słów. Jedyną barierą dla mnie jest właśnie życie. Żyję z dnia na dzień. Jest mi z tym dobrze i źle. Dzień dobry, do widzenia, po cholerę te zwroty, przecież każdy ma w dupie savoir vivre. Może dawniej mentalność ludzka była troszkę lepsza, ale teraz. Nie ma żadnych zasad. Jesteśmy dla siebie wrogami. To co słyszę, widzę, dotykam, masakra. Żałuję, że posiadam zmysły.

Wszystkie konwencje są tworzone w ludzkiej głowie, dlatego też tylko ludzie są podstawą ich istnienia. Uważam, że tylko maszyny są sprawiedliwe. Nawet sędzia inaczej oceni kogoś nieznajomego i kogoś ze swojej rodziny. Poronione. Gdybym miał w tym momencie dać radę swoim dzieciom, to radziłbym im nigdy się nie urodzić. Pragnę przyczynić się do śmierci gatunku ludzkiego, dlatego też potomka płodzić nie mam zamiaru. Jest to też sposób, aby nikt już nie cierpiał.

Miejsce, w którym odnotowano najwyższy poziom euforii? Proste, cmentarz. Czym jest te marne sto lat życia, których i tak nikt z pewnością nie dożyje, w porównaniu z wiecznym spokojem? Brak ludzi, czasu, presji, bólu, smutku, głodu, nieszczęścia. Czy to nie jest piękne? Od razu sprostuję, nie potrzebuję pomocy. Pomoc powinni dostać... Właśnie, kto? Nie mam pojęcia jaka lebiega zapoczątkowała nasze społeczeństwo, ale ten farciarz już nie żyje! A my musimy użerać się z tym... nie wiem... z góry przepraszam podmiot, do którego będę porównywał ludzi... gównem.

piątek, 16 stycznia 2015

Agnostycyzm

Nie muszę czerpać inspiracji, one same przychodzą i się rozmnażają, niczym epidemia choroby. Tak właśnie powstaje ten wpis. Coś z niczego.

Każdy się śpieszy, biegnie co sił w nogach, aby nie spóźnić się na ten cholerny autobus. Tylko po to, aby po wykonaniu ośmiu godzin czegoś, czego i tak nie chcemy robić, wrócić do miejsca, w którym czujemy fałszywy spokój - naszego domu. Wykonujemy wszystkie obowiązki: myjemy brudne naczynia, które w pośpiechu rano zostawiliśmy w zlewie, wypuszczamy psa na dwór, aby mógł zaczerpnąć świeżego powietrza, które na każdym kroku czymś zatruwamy. Pal licho z tym. Nie widzimy tego, ale jesteśmy wykorzystywani. Wykorzystywani przez innych, na każdym kroku. Świadomość tego zabiegu stale jest ukrywana przez środki masowego przekazu, które poprzez indoktrynację niszczą nam mózg. Głupota.

Mogę przyznać szczerze, że to nie ma sensu. Jakim cudem gatunek ludzki zdołał przeżyć tyle lat. Zaraz. Wróć. Frustruje mnie jeden aspekt, co tak naprawdę kochamy w drugiej osobie? Mówi się, że kocham tam kogoś, bo ma dobry charakter, ładny uśmiech, gruby portfel, bla bla bla... Ale co tak naprawdę kochamy?! Wezmę dla przykładu jakieś imiona, żeby łatwiej się pisało. Czy jeżeli Maryi przeszczepimy serce od kogoś innego, to czy Jan będzie ją dalej żywił tym samym uczucie? Dobra, ale przecież kochamy charakter. Zaraz, zaraz, czy jeżeli będzie kiedyś możliwość przeszczepu mózgu, to co? Maryja będzie posiadała mózg Andrzeja, czyli będzie właśnie nim. W mózgu jest wszystko, nasze wspomnienia... Cholera, wszystko! Koniec świata. Tak ja to określam. Klonowanie, przeszczepianie, technologia, to wszystko zabija. Surowiec jest pożądany i cenny, jeżeli ma go mało osób oraz jest go znikoma ilość. Jeżeli istnieje możliwość klonowania lub wytwarzania go, to traci on swoją wartość. Tak też będzie z ludźmi. Z ludzkim życiem. Wszystkie bariery moralne się zawalą. Brak prawa. Nie ma nic, ludzie zrozumcie.

Wiem jedno, nie chcę dożyć czasów, kiedy będą się działy takie dziwactwa. Ktoś musiał popełnić kardynalną literówkę, nazywając życie pośmiertne piekłem, bo to właśnie życie tutaj nim jest. Taak, nazwiecie mnie w tym momencie idiotą, sceptykiem, ekstremistą, ale taka jest okrutna prawda. Dla mnie życie było, jest i będzie karą. Gdyby kiedyś ktoś zapytał, czy chciałbym być nieśmiertelny, zaśmiałbym mu się prosto w twarz. Dodam jeszcze, że bynajmniej samobójcą nie jestem. Nie mam myśli samobójczych, chociaż kiedyś były... Ale kto nie miał. Urodziłem się, przeżyję tyle, ile w statystykach człowiek żyje, umrę i tyle. Ahh, tyle powodów do radości, zaśpiewajmy razem... Sto lat... Sto lat... Dekapitacja.

niedziela, 11 stycznia 2015

Eksterioryzacja

Teraz wszystko ma sens, poszczególne fakty układają się w ciąg następstw. Świat nabiera kolorów, kolorów śmierci. Nie dziwię się samobójcom, że odbierają sobie niby najcenniejszą rzecz na świecie - własne życie, skoro nawet Bóg wolał, aby jego syn został zabity, bo w tym świecie raczej nic wesołego by go nie czekało. Ciężko jest wyjść na prosto, ukształtować twardy fundament pod swoimi nogami, jeżeli na miejsce jednego rozwiązanego problemu pojawiają się trzy nowe, niby takie głowy hydry. Starczy tej mitologii. Ciężko pisać o czymś, czego się nie czytało, hehe. Mam dopiero osiemnaście wiosen (no może nie całkiem), a czuję się, jakbym odliczał ostatnie dni do śmierci. Lubię zasypiać, co też już coraz częściej przychodzi mi z trudem, ale kiedy już po monotonnej udręce wreszcie zasnę, to nie chcę wstawać. Nie widzę celu na wstanie z łóżka. Powiecie, że to błahy problem, może i tak, ale co zrobić. Niektórzy nie mają nawet łóżka, więc chyba powinienem się cieszyć z tego, co mam. Chyba.

Nie wiem, czy jestem gotowy na to, co mnie czeka. Kiedy ktoś mówi mi, że jestem młody i jeszcze całe życie przede mną, to nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać, naprawdę. Bo jeżeli na mojej drodze jeszcze ogrom stresu, masa niepowodzeń, to co? Kiedy byłem młodszy, to nie byłem normalny, właściwie teraz też nie jestem... Ale nie o to chodzi. Adolescencja - życie wydaje się lepsze, ponieważ wtedy w naszym jeszcze niezaśmieconym umyśle nie ma zbędnych treści. Nie wspominam jakoś pozytywnie tych szczenięcych lat, w ogóle żadnych dobrze nie wspominam.

Życie jest piękne? Polecam to zdanie między bajki włożyć...
Fajna puenta, co?

niedziela, 4 stycznia 2015

Predystynacja

Każdy szuka jak najlepszego sposobu na życie, pragnie wycisnąć z niego maksimum, jest tak zajęty dążeniem do celu, że nie zauważa, kiedy pościel zastępuje mu biały całun. Zakładacie firmy, zatrudniacie pracowników, opracowywane są jak najlepsze plany, ekonomia ponad wszystko. Ja pytam, chwila, nie pytam. Stwierdzam fakt, że to wszystko jest w porządku, ale nie zapominajcie, że kiedyś umrzecie, a pieniądze szczęścia nie dają. Cholera, z dnia na dzień wypisuję coraz głupsze truizmy. Sam nie wiem po co, może kogoś nawrócę, tylko jeszcze nie wiem na co... Leżę w łóżku, wsłuchuję się w piosenkę, której kompletnie nie rozumiem, gdyż jest po angielsku, ale wzbudza we mnie dużo emocji. Traktuję ją jako źrodełko, z którego czerpię rozmaite pomysły. Mniejsza z tym. Znowu początkowy temat został zapomniany, ale po mnie, to nie ma się czego dziwić.

Nie wkurza was ta nowoczesność? Te wszystkie iphony, smartwatche, 3D i wszystkie produkty, które światło ujrzały w erze komputerowej. Smart, smart, smart to my mamy z roku na rok mózg coraz bardziej. Kiedyś tego wszystkiego nie było, w społeczeństwie panowała inna ideologia. Teraz? Teraz to jest jedno wielkie gówno. W zasadzie gównem świat był zawsze. Przepraszam, obrażam w tym momencie gówno. Wracając, według mnie kiedyś żyło się trochę lepiej niż teraz. Ocena raczej dziwna, bo tak naprawdę nie znam tego życia przed, jestem z młodszego pokolenia, niestety. Ale z opowieści i innych źródeł śmiem tak twierdzić. Stfu, jestem tego wręcz pewien.

Wszyscy chcemy być najlepsi, chcemy żyć w spokoju, być zdrowi, mieć kasę. Irytujące. Mam ochotę rzucać w to wszystko mięsem. Niczym frustrat, bo zrobić wiele nie mogę, a żyć w tym wszystkim muszę. Rzucam ogólnikami, ale proszę się nie przejmować. Gdybym miał pisać o tym, co myślę i przelewać na papier słowo w słowo, to roiło by się tutaj od przekleństw. Czasem uświadamiam sobie w jakim celu ludzie się odurzają... Doskonale was rozumiem, też już na to patrzeć nie potrafię...

sobota, 3 stycznia 2015

Katatonia

Czasem jest tak, że chciałbyś, aby twoje światło już zgasło. Wypaliło się nieoczekiwanie, aby była to niespodzianka, jak prezent dostany pod choinkę, na który czekaliśmy cały rok. Jeżeli już zgaśniemy, to nic się nie stanie, statystyki nawet nie drgną, bo jakie znaczenie ma jedna wypalona lampka, skoro jest ich ogromna ilość. Nawet kiedy ta jedna gaśnie, to pozostałe nadal świecą, zatem ciemność nie jest zauważana. Jaki ten los jest okrutny, a zasady obowiązujące na naszej planecie purytańskie, tego nie da się pojąć.

Pisanie tutaj to już nie hobby, przyjemność, to udręka. Mam dosyć wszystkiego. Nie wiem o czym mam tu pisać. Filozofowanie, pisanie, nauka, dlaczego to jest obowiązkiem. Ból istnienie uśmierca moją motywację, ale problem leży gdzie indziej. Problemem jest coś innego. Coś, czego nie potrafię nazwać albo po prostu nie mam ochoty.

Czas - jednym ciągle go brak, inni mają go pod dostatkiem, a jeszcze inni go zabijają. Jakie to jest chore wszystko. Czas nie jest przyjacielem, jest katem. Idę ulicą i patrzę, wszyscy zabiegani oprócz mnie. Gdzie szukać w tym wszystkim punktu odniesienia? Chcę wiedzieć na czym stoję, co jest mi dane, a co nie.

Dosyć.