piątek, 1 maja 2015

Pecunia vincit omnia

Nie jestem osobą, która świat ocenia negatywnie i widzi go raczej w czarnych barwach. Nie potrafię jednak się cieszyć z czegoś, co radości we mnie nie wzbudza. Co tu począć, kiedy wolę patrzeć na stolec, niż na to, co dzieje się za oknem. Przecież w gruncie rzeczy to jest to samo. Zbliżają się wybory prezydenckie... W cholerę z nimi, kogo one interesują? Mnie nie.

Wiecie co jest fajne? Coś, co postaram się zobrazować przykładem. Mamy piekarza, który jest mistrzem w swoim zawodzie i zatrudnia jakiegoś nędznego piekarzynę, który ledwo co potrafi zapamiętać swoje imie. Wiadomo, że emanować będzie tu pogarda, lepszy będzie czuł władzę, ponieważ umie więcej niż nowicjusz. Ale do czego zmierzam, jeżeli zapiszą się obaj na kurs cukiernika, zakładając, że żaden z nich nie posiada zielonego pojęcia na temat sporządzania słodyczy, to hierarchia znika. Wtedy poziom władzy się wyrównuje. Magia.

Ten świat się stacza, ale nikt tego nie przyzna. Niewarto z nim walczyć, bo to walka z wiatrakami. Nie ma sensu się buntować. Jeszcze do niedawna myślałem, że to tylko ja pragnę podjąć taki zacny bunt egzystencjalny, a prawda jest taka, że już dawno inni ludzie kierowali się podobnymi ideami. Jakie to pocieszające i smutne zarazem. Chcę to jakoś ogarnąć, poskładać w logiczne fakty, chronologiczne zdarzenia, ale się nie da. Mam tendencję do wątpienia i poruszania tematów z latryny wziętych, ale kto tak naprawdę ich nie ma? Niech pierwszy rzuci stolce na szaniec. Chciałbym świecić przykładem dla innych, jednak niestety, nie jestem żarówką.

Pieniądze nie dają szczęścia? Jak można w ogóle gadać takie brednie w czasach, kiedy nawet na swoją śmierć trzeba mieć dolary, a jak nie masz to do kloaka z ciałem. Zdrowia nie kupisz! Taaa, a jak zachoruję, to na operację poczekam pięć lat, kiedy choroba zabije mnie po tygodniu. No chyba, że masz gruby portfel, wtedy możemy pana przyjąć nawet jutro. Miłość! Co do miłości się nie wypowiem, gdyż mam partnerkę życiową i to, co bym napisał wiałoby na kilkumetrowy dystans hipokryzją. Zastanów się, czy to normalne, kiedy nawet do kościoła bierzesz pieniądze na ofiarę! Ostatnio widziałem księdza, w czarnym BMW, wiara jest źródłem szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz